8.
Był piękny,słoneczny poranek. Cudowna pogoda na weekend.
Powoli wszystko budziło się do życia. W tym także dwoje ludzi. Ludzi,którzy są
sobie bardzo bliscy mimo,że jeszcze o tym nie wiedzą. Oboje wybrali się na
spacer. Nie razem lecz osobno. Ale w te same miejsca. Podążali patrząc raz w
bezchmurne niebo, raz na zielone liście, raz na otaczające ich kwiaty. Zapatrzyli
się na piękno otaczającego ich miejsca,ze nie zauważyli gdzie poniosły ich
nogi, a raczej na kogo.
-Au. Może byś trochę uważał.-powiedziała czarnowłosa
dziewczyna próbując podnieść się po upadku.
-Mów za siebie.-powiedział brunet dopiero teraz zauważając
na kogo upadł.-Co ty tu robisz?
-O to samo mogłabym zapytać ciebie.-odpowiedziała nie
spoglądając na bruneta.
-Taki ładny dzień,że aż prosiło się aby wyjść na
spacer.-powiedział lekko się uśmiechając.
-Tak pięknie dzisiaj.-czarnowłosa czuła na sobie wzrok
bruneta ale udawała,że interesują ją bawiące dzieci niż czarne oczy wpatrzone w
nią.- Co Cię bawi?-odważyła się na niego spojrzeć gdy usłyszała jego śmiech.
-Czy to nie dziwne,że wybraliśmy się w to samo
miejsce?-zapytał się niebezpiecznie zbliżając się do czarnowłosej.
-Zwykły przypadek.-powiedziała czując jak zaczęło jej walić
serce.
-To nie przypadek.-powiedział ujmując jej dłoń,a ona poczuła
ciarki przebiegające ją po plecach.- To przeznaczenie.-powiedział szeptem
patrząc jej głęboko w oczy.
-Facundo…-rozpoczęła,ale on jej przerwał.
-Cii.-dotknął jej ust palcem na znak,żeby nic nie mówiła.
Ona jak zahipnotyzowana wpatrywała się w jego radosne oczy. On spoglądał na jej
malinowe usta,które pragnął posmakować.-Wariuję na twoim punkcie.-wyszeptał do
jej ucha lekko je muskając co przyprawiło ją o dreszcze.
-Przecież my się w ogóle nie znamy.-powiedziała głośno
przełykając ślinę.
-To miłość od pierwszego wejrzenia.-szepnął i spojrzał w jej
błyszczące oczy.-Wierzysz w taką miłość?-zapytał.
-Nie. Miłość nie rodzi się z dnia na dzień.-pokręciła
przecząco głową nie odrywając wzroku od swojego towarzysza.- Trzeba nad tym
pracować, aby ta miłość rozkwitła.
Brunet dotknął jej zarumienionego policzka i uśmiechnął się
do niej. Ona odwzajemniła nieśmiało jego uśmiech i odgarnęła z twarzy niesforny
kosmyk swoich kręconych włosów. Wpatrywali się w siebie dobre parę minut.
Poczuli się jakby wszystko ucichło przestało istnieć, słychać było tylko
dudnienie ich serc.
Brunetka zbliżyła się do niego i zadziwiając samą siebie
pocałowała go. Czarnowłosy z chęcią zaczął smakować jej ust. W końcu od tak
dawna chciał to zrobić. W tej chwili liczyli się tylko oni. A to był niestety tylko piękny sen.
***
Dzisiaj trochę rotymancznie ;) Miał być wczoraj ale siostra siedziała i siedziała i siedziała,aż w końcu zasnęłam :D Mam nadzieję,że rozdział się podoba. Jak się pewnie domyśliliście jest od on poświęcony tylko Albie i Facundowi. Teraz patrzę,że trochę krótki wyszedł ale lepszy taki niż żadny.;D Nie wiem kiedy kolejny.
jak romantycznie <3333
OdpowiedzUsuńszkoda, że to sen xD ;(
czekam na next ;****
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńAle uroczo. <3
jak romantycznie <333
OdpowiedzUsuńczekam na next ;****
oni są sobie przeznaczeni <333 ;***
Mrruuuu :)
OdpowiedzUsuńJak słooodko <3 Szkoda że to tylko sen :(
Ale i tak było świetnie!
Buźka
Sarra
sweeet
OdpowiedzUsuńZarąbisty blog. Super piszesz! Kiedy stykniesz Jortiti? ?
OdpowiedzUsuń