Dni w Buenos Aires płynęły powoli, dla niektórych
monotonnie, dla innych były one pełne atrakcji. Dla czarnowłosej były one inne.
Dotąd wiodła ona samotne i nudne życie, czasami spędzała czas z nowymi
znajomymi, ale głównie swój wolny czas poświęcała na nauce i pilnowaniu
młodszej siostry. Teraz główną część jej dnia stanowiły spacery i bliższe
poznawanie czarnowłosego chłopaka. Dla niektórych natomiast nie było to nic
nowego, od najmniejszych lat wolał spędzać swój czas poza domem. W domu czuł
się źle, tam wszystko było dziwne, jego rodzicom zależało na karierze, czego
skutkiem były częste nieobecności w domu. Jego rodzice byli bogaci i nie
ukrywali tego. Chcieli, aby każdy im zazdrościł tego co mają, jednym słowem
wywyższali się, co nie leżało w naturze chłopaka. Bardzo lubił swoją nianię,
która była z nim zawsze w przeciwieństwie od swojej matki, ale niekiedy
potrzebował porządnego ochrzanu od swojego ojca, matczynego przytulenia i
rozmowy. Prawdziwej rodzinne rozmowy, a nie paru zdań wypowiedzianych w biegu.
Nie lubił swojego bogactwa, chociaż niejedni tego nie rozumieli. Ona jako jedna
z nielicznych rozumiała. Dzisiaj także spędzali razem popołudnie, wybrali się
na shake’i.
-Candelaria chyba odpuściła.-powiedziała Alba, siadając na ławce.
-Mam wrażenie, ze to cisza przed burzą.-powiedział i upił
łyk swojego czekoladowego shake’a. Nie chciał rozmawiać o swojej byłej, dlatego
postanowił zmienić temat.- Mam nadzieję, że tym razem zawartość twojego kubka
nie wyląduje na mnie.-powiedział, przypominając sobie ten feralny dzień.
-Nie bój się, nic takiego się nie wydarzy.-zaśmiała się na
samo wspomnienie tej sytuacji.- Opowiedz mi coś o sobie, o swojej rodzinie. Ty
o mnie wiesz wszystko.
- Nie mam rodziny.-powiedział zaciskając dłonie na kubeczku.- Mam nianię, która
wychowuje mnie od małego i panią Violę, która robi mi śniadania, obiady i
kolację. Rodziców widzę raz na ruski rok, czasami nawet święta spędzam sam, bo
bliższej rodziny nie poznałem, wiesz ja to jest. Oni nie osiągnęli tego co moi
rodzice, nie mieszkają w domu większym niż nasza szkoła. Wiem tyle, że mam
kuzynki i kuzynów, ale jak wyglądają i ile mają lat to nie wiem. Nie mam
niestety rodzeństwa, bo moi rodzice chcą mieć jednego dziedzica rodziny, mimo,
że ja nie chcę nim być.
- To smutne.-powiedziała Alba, przyglądając się idealnemu
profilowi chłopaka.- Ja nie mam ojca, ale mam przynajmniej kochającą mamę i
siostrę, która faktem jest, że mnie irytuje ale jakby jej nie było to było
nudno.-uśmiechnęła się na samo wspomnienie swojej szczerbatej siostry. Mimo
wszystko lubiła swoje życie, swój skromny dom.- Oby Candelaria odpuściła. –
Alba postanowiła zmienić temat. Miała nadzieję,że w końcu uda jej się zaznać
szczęścia u boku chłopaka. Dotychczas nie miała szczęścia do facetów. Poprzedni
chciał ją przelecieć, czego w porę się dowiedziała. Wcześniej miała paru
chłopaków, ale żaden nie traktował jej poważnie. Miała nadzieję,że Facundo to
ten jedyny.
Candelaria od paru godzin chodziła po sklepach. To było jej
standardowe zajęcie, lubiła wydawać pieniądze rodziców, na buty, ciuchy i inne
pierdoły, które ubierze tylko raz w życiu. Mimo związku Facunda i Alby, była
wesoła. Miała plan i zmierzała go niedługo wykorzystać. Na razie starała się,
aby każdy myślał,że dała sobie spokój.
-Cande, zaczekaj!-
tuż za nią biegła Martina. Brązowowłosa przewróciła oczami, ale
poczekała na przyjaciółkę.- Czemu nie powiedziałaś,że idziesz na zakupu?-zapytała
z wyrzutem. Od kilku dni Candelaria była inna, co nie uszło uwadze szatynki.
Dziewczyna mniej z nią rozmawiała, nie dzwoniła do niej 50 razy dziennie,a
zaraz po szkole szła do domu.- Jesteś na mnie zła,że nie przemówiłam Facu do
rozsądku? Myślę,że on zrozumie, ża ta dziewczyna nie jest dla niego.
-Mam gdzieś tych gołąbeczków.-powiedziała
-Naprawdę? Jak dobrze, zpbaczysz,że znajdziesz sobie
chłopaka, który Cię doceni.-powiedziała i przytuliła się do przyjaciółki. Ta
mimo,że nie miała na to najmniejszej ochoty, odwzajemniła uścisk.
-Cieszę się,że cię mam.-powiedziała i dodawała w myślach
„Już znalazłam swojego księcia i zamierzam go zdobyć, a ja zawsze dostaję to
czego chcę.”
Para siedziała na ławce i rozkoszowała się piękną, słoneczną
pogodą. Można powiedzieć,że stanowili dobraną parę i świetnie się dogadywali.
Rozkoszną chwilę przerwał dzwonek telefonu bruneta. Chłopak z niechęcią
odebrał.
-Stary, ojciec załatwił nam wejściówki do VIP-a. Masz pół
godziny, spotkamy się tam gdzie zawsze. –wykrzyknął Pablo do słuchawki. Facundo
w pierwszej chwili ucieszył się z tej informacji, ale przypomniał sobie,że
obiecał Albie pójście do kina.
-Nie mogę , mam plany.-powiedział.
-Plany zawsze można zmienić. Alba nie jest jedyną osobą na
świecie. Rozumiem,że się zakochałeś ale bez przesady. Ty w ogóle nie masz dla
nas czasu. Nie długo będziesz rowerem do szkoły jeździł. Alba nie zając nie
ucieknie.
-Pablo…-zaczął Facundo, chciał iść, ale wiedział,że Albie
zrobi się przykro.- Może innym razem…-kontynuował swoją wypowiedź, ale
przerwała mu Alba, która wyrwała mu telefon.
-Cześć, tu Alba. Nie wiem gdzie chcecie iść, ale Facundo już
idzie. To cześć.
-Ale co z kinem?-zapytał.
-Facundo, daj spokój, do kina możemy iść zawsze. Zajmij się
trochę przyjacielem.-powiedział z uśmiechem. Facundo uśmiechnął się do niej, po
czym przytulił się do niej i odszedł. Alba wyjęła telefon i postanowiła
zadzwonić do Mechi. Po długim wyczekiwaniu, blondynka odebrała.
-Cześć, masz czas?-zapytała.
-Niestety nie, umówiła się.-powiedziała radosna jak
skowronek.
-Z kim? Dlaczego ja nic o tym nie wiem?
-Nie chcę zapeszać, ale spokojnie jutro ci wszystko opowiem.
Pa.-powiedziała i rozłączyła się. Alba z uśmiechem na twarzy schowała telefon
do torebki. Cieszyła się,że wszystko się układa i to nie tylko jej. Miara
zamiar wstać i udać się do domu, gdy do jej uszu doszedł dobrze znany jej głos.
-Nic się nie zmieniłaś.-powiedział brunet, a Alba głośno
przełykając ślinę, podniosła głowę.
Facundo szedł w stronę centrum przy którym czekał na niego
Pablo. Z jednej strony cieszył się na to spotkanie,w końcu od rozpoczęcia roku
szkolnego nigdzie nie był z Pablem, z drugiej strony szkoda mu było zostawić
Albę. Wystarczająco długo walczył o nią i nie chciał aby to wszystko rozprysło
się jak bańka mydlana. Miał ochotę się wycofać, ale zauważył uśmiechniętego
Pabla, westchnął cicho i podszedł do przyjaciela.
-Nareszcie sami, stary, czujesz to ? Zobaczysz będzie w czym
wybierać, mnóstwo lasek, które będą błagały o to abyśmy na nie
spojrzeli.-powiedział podniecony Pablo. Cieszył się,że w końcu udał mu się
wyrwać przyjaciela.
-Jestem zajęty i z tego co mi wiadomo ty także.-powiedział
poważnym tonem Facundo.
-Rozluźnij się. Ani Tini, ani Alba się o tym nie
dowiedzą.-Pablo wywrócił oczami i westchnął. Dawny Facundo bagatelizowałby
sprawę swojego związku i takiego chłopaka Pablo polubił, nie „pantoflarza” jakim
według niego stał się brunet.-Chodźmy już.-powiedział zrezygnowany.
-Co ty robisz w Buenos Aires?
-Zostawiłaś mnie bez słowa wyjaśnienia, wyjechałaś,a mi było
smutno bez cienie.
-Daruj sobie, oboje dobrze wiemy,ze tobie na mnie nie
zależało.-Alba unikała kontaktu wzrokowego ze swoim rozmówcą. Bała się,że utonie
w jego czarnych oczach i zrobi coś czego nie chce. Tak jak robiła to dawniej. „Facundo
miał rację, to była cisza przed burzą”powiedziała w myślach.- Dlaczego nie dasz
mi spokoju?-dziewczyna schowała za plecami dłonie, aby brunet nie zauważył,ze
się denerwuje. Mimo,że nie było tego po niej widać i tak była zdenerwowana i
przerażona.
-Nie mogę Ci dać spokoju, bo zbyt wiele dla mnie znaczysz.
Kocham Cię i mogę ci to udowodnić.- wyszeptał i przybliżył się niebezpiecznie
do czarnowłosej.
-Kłamiesz.-dziewczyna również zaczęła szeptać. Podniosła
wzrok na chłopaka,a on posłał jej zniewalający uśmiech i zatopił swoje usta w
jej wargach. Ta próbowała się opierać, ale w końcu się poddała.
Chłopacy bawili się dobrze, można nawet powiedzieć, że
bardzo dobrze. Facundo po paru piwach rozluźnił się, co prawda nie uganiał się za
innymi, tak jak to robił jego przyjaciel, ale i tak bawił się całkiem
sympatycznie. Prawie jak za dawnych czasów.
- Jesteś obserwatorem?-przed brunetem pojawiła się
Candelaria.- Baw się.
- Co ty tu robisz?-zapytał zdziwiony.
-zawsze jestem tam gdzie ty.-wyszeptała dziewczyna
delikatnie muskając ucho bruneta. Po ciele Facunda przeszedł dreszcz, nie
wiedział dlaczego, przecież Candelaria już dawno nic dla niego nie znaczyła.
Spoglądał na brązowowłosą, która zaczęła przed nim tańczyć. Ilość procentów w
jego krwi sprawiła, że dołączył do swojej byłej.